Urodziłem
się w Poznaniu w 1935 roku.
Moi rodzice byli docentami na Uniwersytecie Poznańskim.
Przeszedłem wraz z rodziną tułaczkę wojenną po całej Polsce.
Średnie wykształcenie zdobyłem w Lublinie
W 1960 r. na Politechnice Łódzkiej uzyskałem tytuł magistra inżyniera elektroenergetyka.
Na początku swojej drogi zawodowej, w Zakładach Sprzętu Motoryzacyjnego w Łodzi
zaprojektowałem kompletną, zupełnie nową instalację elektryczną do motocykla
Junak. Później obrabiając stypendium studenckie fundowane przez PKP, przeszedłem
w tym wielkim przedsiębiorstwie wszystkie szczeble obsługi technicznej kolei,
a w tym także uzyskałem prawo jazdy na lokomotywy elektryczne.
Aby dobrze poznać specyfikę pracy kolei przez kilka miesięcy pracowałem jako
maszynista pociągów elektrycznych. Wspominam to jako niezwykłą przygodę w moim
życiu. Po 4 latach przepracowanych w PKP przeniosłem się do Centralnego Laboratorium
Przemysłu Lniarskiego w Łodzi, gdzie na stanowisku kierownika pracowni elektroenergetycznej
prowadziłem prace zmierzające do usprawnienia i racjonalizacji zasilania w energię
elektryczną zakładów lniarskich na terenie całej Polski.
Do Olsztyna przybyłem zachęcony przez moich rodziców, którzy przybyli tu w
latach sześćdziesiątych jako profesorowie do świeżo utworzonej i szybko rozwijającej
się Akademii Rolniczo -Technicznej w Kortowie. W dowód ich zasług Rada Miasta
nazwała jedną z ulic dzielnicy Brzezin imieniem Prof. Kazimierza Kalinowskiego,
mojego ojca, po jego śmierci (+1977 r).
Przez pięć lat pracowałem na tej uczelni jako starszy asystent naukowo- dydaktyczny.
Potem uczestniczyłem w ostatniej fazie budowy Novotelu, przygotowałem
go do eksploatacji i przez następne pięć lat byłem odpowiedzialny za jego
prawidłowe działanie, to jest za wszelkie sprawy techniczne, zaopatrzenia
i administracji . Wtedy to, pracując już na terenie Dajtek tak mnie zauroczyło
otoczenie hotelu, że gdy nadarzyła się okazja przystąpienia do budowy domu
na terenie tego osiedla podjąłem decyzję przystąpienia do Zrzeszenia. Członkowie
pracą własnych rąk wznosili własne domy. Było to bardzo trudne zadanie, kiedy
jest się bez reszty zaangażowany w pracy zawodowej. Od tego czasu (1977 rok)
każdą wolną chwilę poza obowiązkami służbowymi przepracowywałem wraz z wynajętym
murarzem i razem z nieodłączną moją żoną Elą, na budowie. Taki sposób budowy
domu dawał niebywałą satysfakcję, ale też trwał długo. Do niewykończonego
domu wprowadziliśmy się po trzech latach ciężkiej harówki.
Jednak to wielkie zaangażowanie w tę budowę nie przeszkodziło mojej dobrej pracy
w Novotelu, gdzie często zastępowałem dyrektora naczelnego.
Widocznie uznano moje umiejętności w tej dziedzinie za wystarczające do tego,
że gdy zapadła decyzja o budowie wielkiego hotelu Orbisowskiego w Mrągowie zostałem
powołany na dyrektora do całości spraw związanych z dopilnowaniem jego budowy
i wyposażenia i jak to mi się udało w pełni zostałem mianowany pierwszym dyrektorem
naczelnym tego hotelu.
Po roku zarządzania Hotelem Mrongovia trafiła mi się bardzo dobrze popłatna
praca w prywatnej polonijno-zagranicznej firmie, która pozwoliła mi na dokończenie
domu i jego wyposażenie. Po około dziesięciu latach takiej pracy otworzyłem
swoje niewielkie prywatne przedsiębiorstwo.
Po uzyskaniu wieku emerytalnego (2000 r>) zająłem się pracą społeczna
na rzecz mego osiedla- Dajtek. Pracowałem przez szereg lat w Radzie
Osiedla
a następnie w Towarzystwie
Przyjaciół Dajtek.
Od kwietnia 2004 roku redaguję samodzielnie i zupełnie społecznie wortal
internetowy dajtki.pl.,
z którego łatwo się dowiedzieć, że zaangażowany jestem we wszystkie sprawy
dotyczące naszego osiedla i jego społeczności. Często podejmowałem różne
interwencje, które miały na celu polepszenie życia w naszym osiedlu, np.kiedy
okazało się, że spora część działek ma podwójnie prowadzone księgi wieczyste
i w związku z tym są próby wykorzystania tej nienormalnej sytuacji przez
obywatela Niemiec, doprowadziłem do powstania Zrzeszenia
NASZE DAJTKI mającego na celu prawną ochronę legalnych właścicieli
wspomnianych działek. - Życie na emeryturze, choć skromne materialnie
było bardzo miłe i pełne pracy... wszystko jednak ma swój kres... 8 marca
2013 roku okrutny los przerwał życie mojej kochanej żony, a ja pogrążony
w rozpaczy dowiedziałem się wtedy, co Ona dla mnie znaczyła! Żyłem jak
osierocone dziecko... Żeby mnie ratować, moja siostrzenica mieszkająca
w Anglii zaprosiła mnie do siebie i tam w Leicester, powoli dochodziłem
do równowagi psychicznej... Pod koniec 2013, po powrocie do pustego domu,
kiedyś tak upragnionego, postanowiłem zmienić swoje życie i dziwnym zrządzeniem
losu poznałem z Trójmiasta kobietę, która odmieniła moje ostatnie lata...